Geoblog.pl    BezDrogowskazu    Podróże    Autostopem dookola swıata    Luang Prabang. Delikatnie, kolorowo...
Zwiń mapę
2009
06
lut

Luang Prabang. Delikatnie, kolorowo...

 
Laos
Laos, Luang Prabang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15062 km
 
Do Luang Prabang dotarlismy o zmierzchu i zaskoczylo mnie ono zupelnie malomiasteczkowa atmosfera, kolonialna zabudowa i swietym spokojem. Przyzwyczajona do innych azjatyckich miast oczekiwalam wiezowcow, motocykli i tlumow. LP zrobilo uklon w nasza strone i dalo nam cos kolorowego, delikatnego i milego w dotyku, zupelnie jak jedwab sprzedawany na wieczornym targu....
Spedzone tam dwa dni byly jak spacer po niebie...No wlasnie, dwa dni, a nie jeden, tak jak planowalam. Znow (ktory to juz raz) uslyszalam: “nigdzie nie jedziesz jutro, zostajesz z nami...” To jest chyba jeden z piekniejszych, wazniejszych dla mnie aspektow podrozowania. NIe spotykam wielu podroznikow, bo wlocze sie poza szlakami, ale ci, ktorych spotykam wszyscy sa warci zostania z nimi jeszcze jeden dzien, moze dwa, a gdyby tak...Kazdy ma swoja historie, godna opowiedzenia, kazdy nosi w sobie piekno i bol, ktorego nie spotykam w nie-podrozniczym zyciu...Ktoregos dnia napisze o nich ksiazke. Obiecuje to sobie i im. Ktos musi o nich opowiedziec.

Tak wiec zatrzymalismy czas w LP na dwa dni i spedzilismy je nie rozstajac sie ani na chwile. Spacerowalismy, jedlismy, pilismy, robilismy zakupy (o wiele, wiele za duzo zakupow!). Laotanskie desery sa szczegolnie warte grzechu! A wieczorny targ jest przepiekna mozajka kolorowych lampionow, jedwabnych szali, cudownej bizuterii i mnostwem pysznego jedzenia...Ludzie zas sprawiaja wrazenie delikatnych. Mowia cicho, jakby z namyslem, usmiechaja sie duzo. Sa ulga po rozkrzyczanym i awanturniczym Wietnamie.
Ale LP ma rowniez drugie dno. Mimo calego swojego piekna i czaru jest jednak niebezpieczna pulapka dla nieuwaznych. Studnia bez dna. Niekonczace sie kawiarenki, restauracyjki, gabinety nasazu sprawiaja, ze czlowiek wpada bezmyslnie w takie jakies dziwne odretwienie i rozpoczyna nie konczaca sie pielgrzymke, od knajpki do knajpki, od kawki do pho. Bardzo latwo bylo nam zapomniec, ze to nie nasz pomysl na te podroz i po prostu zaczac podazac za tlumami innych.
Ale otrzezwielismy i dlatego tez postanowilismy wrocic na swoje szlaki. Jutro rano rozstajemy sie i ja udaje sie do Vientiane, a chlopaki plyna w kierunku przejscia granicznego z Tajlandia...I tak kolejne sciezki, choc skrzyzowane szczesliwie, rozchodza sie znowu, pewnie na zawsze.
Rano, owinieci w koce, siedzimy na dworze i pijemy jeszcze nasza ostatnia wspolna kawe. Padaja jeszcze jakies ostatnie slowa, o zobaczeniu sie jeszcze, niedlugo, kiedys, zobaczysz, przyjedz, obiecuje, w Paryzu, w Nowej Kaledonii, to niedaleko...
Zostawili otwarte drzwi i cisze za soba. Kawa bez nich juz mi tak nie smakowala.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BezDrogowskazu
Joanna Dziubińska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 141 komentarzy141 427 zdjęć427 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.11.2008 - 14.02.2009
 
 
15.01.2007 - 29.01.2007
 
 
24.03.2006 - 17.04.2006