Trudno bylo sie pozegnac z Sara, Sokiem i tym wietrznym domem na plazy. Sok probowal jeszcze swoich przebieglych sztuczek, zeby mnie zatrzymac choc dzien jeszcze, jeszcze kolejny...Ale wiedzialam, ze przede mna jeszcze dluga droga i ze to wlasnie ona jest celem.
Nawet jesli na tej drodze dzieja sie cuda (a dzieja sie...) i chcialabym sie do nich przykleic na dluzej, to droga wola i upomina sie o swoje.
Usciskalam wiec ich serdecznie, tak jak sie sciska ludzi, o ktorych sie wie, ze sie juz ich nigdy nie zobaczy i odwiozlam sie wlasnorecznie czolgiem do miejsca, z ktorego mialam marna, ale zawsze szanse zlapanie czegokolwiek do granicy wietnamskiej w Ha Tien. Sok marudzil, ze tu nic nie jezdzi, ze jest koniec swiata i w dodatku pora lunchu wiec wszyscy spia, wiec moze bym jednak zmienila zdanie i wrocila z nim do Kepu.
-Sok, mowie ci, jeszcze przed 15 bede w Wietnamie. Wysle ci zlosliwe pozdrowienia!
Droga byla pomaranczowa i pylasta, ja po chwili tez. I zupelnie nie wygladala jakby miala prowadzic gdziekolwiek indziej niz do piekla lub innego miejsca o podobnym klimacie i przeznaczeniu. Poruszaly sie po niej lokalne rowery i skutery, wozki o skomplikowanej konstrukcji oraz dzieci w roznych konstelacjach. Ruch przygraniczny? A to dobre! :o)
Pierwszy i jedyny samochod osobowy jaki przejezdzal byl caly zapakowany pojemnikami z benzyna. Zatrzymal sie i kierowca ulokowal mnie na tylnym siedzeniu na jego ladunku. Siedzialam wiec jak ksiezniczka z zaplonem pod tylkiem i bardzo mnie ta wizja ubawila.
Wybuchowe autko wyrzucilo mnie 15 kilometrow od granicy, wciaz mniej wiecej w polowie drogi znikad do nigdzie. Szlam wiec sobie droga, podspiewujac dla dodania animuszu. Po chwili dolacza do mnie facet prowadzacy motocykl. Szlismy tak sobie razem przez chwile, z braku srodkow komunikacji werbalnej, milczac. W koncu facet sie mnie pyta: Wietnam?
-Ano Wietnam. A co, zabierzesz mnie? (to juz bylo po polsku, a co mi tam, przynajmniej smiesznie)
Facet cos tam wyartykulowal po swojemu i wskazal mi tylne siedzenie motoru. Myslicie ze trzeba mi bylo dwa razy powtarzac?
Fakt, ze malo ducha nie wyzionelam i nie stracilam polowy kregow ledzwiowych na tej drodze i na tym motocyklu nie zmienia faktu, ze kiedy przechodzilam pod szlabanem kambodzanskim byla 14:50!! Zgadnijcie do kogo wyslalam zlosliwego smsa z pozdrowieniami? ;o)
A Wietnam, jak juz wspomnialam wyjechal po mnie sam...W postaci 4 panow na motorach, ktorzy oczywiscie wcale nei chcieli mnie tam zawiezc za darmo, tylko byli bardzo zainteresowani uwolnieniem mnie od nadmiaru gotowki w portfelu. Rzekomej, bo nadmiar gotowki nigdy w zyciu nawet obok mnie nie siedzial! W jezyku Tarzana pokazalam ze mam no money i ze nic nie szkodzi, ja sobie do Wietnamu pojde na piechotke. Panowie postukali sie w czolo, posmiali ze mnie (czesto sie tu ze mnie smieja) i uparli sie ze mnie zawioza tam za darmo, zebym tylko nie lazla na piechote. Ja mialam naprawde wielka ochote ten Wietnam przywitac samodzielnie, na wlasnych nogach i bez towarzystwa, tak zeby sie nacieszyc, pokontemplowac. Wiec przekonalam jednego z panow, zeby mi laskawie pozwolil choc przejsc sama granice pierwsze 100 metrow. Pan znowu sie popukal w czolo, ale widocznie uznal ze moje szalenstwo ma jakis powod, bo dal mi spokoj, przejechal przez granice, zatrzymal sie 100 metrow dalej i cierpliwie poczekal, az uporam sie z wietnamskimi granicznikami, zwlaszcza jednym, co oczy mial tak bajeczne, ze myslalam ze na tej granicy zostane. Zwlaszcza ze chcial od mnie gotowki w dongach (sympatyczna waluta, nie?), ktorej nie posiadalam. Waluta miala oplacic mi jakies znaczki. Tlumacze panu ze wize juz mam i ze nic wiecej ode mnie chciec nie moze. A pan mi podsuwa pod oczy swistek z tymi dongami wypisanymi na czerwono.
-No sliczne masz te oczy i chetnie bym sie zakochala, ale nie mam pojecia co do mnie mowisz i kasy tez nie ma. Moge juz sobie isc? -zrobilam sobie przyjemnosc pogadania do pana po polsku, skoro nie rozumial po angielsku, mala byla szansa ze po polsku zrozumie.
Oczy usmiechnely sie zabojczo (mialam ochote zemdlec), pogiely swistek papieru i wsadzily sobie od kieszeni.
Wietnam otworzyl dla mnie swoje powoje...