Geoblog.pl    BezDrogowskazu    Podróże    Borneo Escape    Miri- Sułtan Brunei niech się wypcha!
Zwiń mapę
2006
05
kwi

Miri- Sułtan Brunei niech się wypcha!

 
Malezja
Malezja, Miri
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13307 km
 
Drodzy,
garsc podrozniczych drobin dla was. mam z zanadrzu jeszcze coz zaleglego,
ale gdzies mi sie zapodzialo w faldach mojego zielonego sarong. nic
dziwnego, uzywam go jako recznika, przescieradla, koca i seksownej
kiecki,
kiedy trzeba. a czasem trzeba, to kraj stworzony do targowania!;)
Nowi ludzie na mojej drodze. Rachel juz znacie, wciaz obie chodzimy
okrakiem i targujemy sie czyje nogi goja sie predzej po Mt Kinabalu.
Wyglada na to ze ta cholera wygrywa!;) W hostelu w Miri, gdzie dotarlismy
wczoraj wieczorem do naszego polsko-kanadyjskiego sojuszu przylaczaja sie
Anne- Norwezka i Ariel- Izraelczyk. Wyszlabym za niego juz samo imie, ale
mnie nie chce bo on tylko z azjatkami, rasista jeden!:) A do Miri
docieramy drodzy panstwo w iscie VIPowskim tylu! Rano bowiem wsiadamy
sobie spokojnie do lodeczki majacej nas zawiezc do wyspy Labuan a stamtad
druga lodeczka ma nas wyrzucic juz w Sarawaku, w Miri wlasnie. Owszem
lodeczka przyjemna, air con, telewizja i nadzy majtkowie;) ale mniej
wiecej w polowie drogi orientujemy sie ze lodeczka numer dwa wcale nie
zabierze nas do Sarawaku a jedynie do Brunei. fajnie, mysle sobie, zawsze
chcialam zobaczyc tego goscia co mial najwiecej forsy na swiecie zanim mu
Bill Gates wszedl w parade...no i moze pozwola mi zostac na zawsze? nie
lada to by gratka byla, w Brunei nie placi sie podatkow! przegladamy z
Rachel Lonely Planet, ktore niezbicie i bezlitosnie twierdzi ze ja Brunei
powita z otwartymi ramionami a mnie kaze placic 40 dolcow za wize, nawet
jesli tylko tranzytowa. no coz, zegnaj Sultanie Brunei, kiedy indziej cie
wezme na piwo, poki co 40 dolcow wole przeznaczyc na przewodnika po
dzunglii, sorry, jakos mnie bardziej kreci:)
Wysiadamy wiec na Labuan, odzyskujemy czesc kasy za bilety (skad mi sie
to
targowanie wzielo, w krew mi normalnie wchodzi!) i...jestesmy za
przeproszeniem w dupie. wyspa na srodku morza chinskiego, my z plecakami
z
przodu i z tylu, dokladnie rowniutko nad naszymi glowami sloneczko, ktore
ani mysli przelezc na jakakolwiek strone nieba, coby mozna bylo nieco
cienia znalezc i dookola ludzie, ktorzy nie mowia ANI SLOWA po angielsku.
mowie sobie, dobra, oddychamy gleboko, bywalo gorzej, a bedzie pewnie
jeszcze gorzej;) jakos znajduje biuro malaysian airlines, okazuje sie ze
jest jeszcze jeden lot do Miri dzisiaj. Bog jeden wie ile raczy
kosztowac,
ale nie chcemy spedzac na Labuan swiat wielkanocnych, no i ja juz
obiecalam
ze opijamy moje 147 urodziny we wrocku wiec...:) lapiemy
autobusowa-taksowke i zajezdzamy w wielkim stylu na lotnisko. tam ucinamy
sobie fantastyczna dwugodzinna drzemke rozlozone na nie powiem ilu
siedzeniach.
BIlet nie jest tani, ale lot jest warty tego, z gory widzimy jak naprawde
olbrzymie jest Borneo i jak potezna jego czesc zajmuje las deszczowy!
jest
po prostu niekonczaca sie zielona zamglona pustynia! nie ma w nim nic,
absolutnie nic! przecina go tylko menadrujaca rzeka, wyglada jak olbrzymi
leniwy zolty waz. mam mysl, zeby otworzyc okno samolotu i skoczyc, tylko
w ten sposob moglabym sie znalezc w samym srodku tego zielonego piekla, jak
nazywaja las deszczowy. moje marzenie od dziecinstwa... (zawsze wiedzialam
ze cos ze mna nie tak;) Rachel mi nie pozwala skakac przez okno, bo mam jej
pocztowki. no nic, nastepnym razem.
Ladujemy w Miri i Rachel w pieknym stylu lapie nam stopa: podchodzi do
duzego vana, robi maslane oczy i pyta gosci w srodku: pzepraszam, czy to
autobus? Gosc jest twardy: nie, to prywatny samochod firmowy.
Rachel:aaahhhh, a nie wiedza panowie gdzie tu centrum miasta jest? bo my
to bysmy sobie nawet poszly na piechotke, byleby wiedziec gdzie...
Panowie oczywiscie presji nie wytrzymali i do centrum dostajemy sie
fantastycznym autkiem 4X4, z klima jak sie patrzy:)
W hostelu wlasnie poznajemy wyzej wymienione osobistosci- Ariela i Anne, z
ktorymi udajemy sie w dalsza podroz, ktora zawiedzie nas do naszych
korzeni- buszu:)
A o tym za chwile gdy
c.d.n.
(jak tam Gacus, wytrzymujesz?)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
BezDrogowskazu
Joanna Dziubińska
zwiedziła 6% świata (12 państw)
Zasoby: 53 wpisy53 141 komentarzy141 427 zdjęć427 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
22.11.2008 - 14.02.2009
 
 
15.01.2007 - 29.01.2007
 
 
24.03.2006 - 17.04.2006