...a kiedy z niego wysiadam zostawiam w nim cala moja torbe z aprowizacja i do
konca dnia radosnie umieram sobie z glodu bo nie mam juz kasy na
jedzenie.
dolary ktore zakupilam wystarcza mi jedynie na bilet na metro w
singapurze
i kawe w starbucksie. cala reszte dnia wlocze sie wiec po tym
fantastycznym miescie i robie dobra mine do zlej gry. z glowa wysoko
podniesiona wkraczam nawet do sklepu ze sprzetem fotograficznym (singapur
to jedno z najlepszych miejsc na swiecie zeby zrobic dobry interes jesli
chodzi o taki sprzet) i rzucam sie na polki z canonami i nikonami. tak
przyklejam sie do szyby ze gosc stwierdza ze pewnie jest mi w stanie
sprzedac wszystko i zaczyna ze mna uprzejma konwersacje. Oczywiscie budza
sie we mnie moje swiezo odkryte kupieckie instynkty i nie moge sie
powstrzymac by nie wytargowac jakichs cudownych rabatow. Jezu, jaka jestem
wsciekla ze nie wzielam wiecej kasy! mam ochote wyrwac sobie wszystkie
wlosy z glowy! facet jest gotow sprzedac mi Canona EOS 350 D za 300 funtow!
albo zestaw teleobiektyw+szerokokatny za iles tam, nie pamietam ale
pamietam ze mi oczy zwiekszyly srednice :) ale niestety, prosze przemilego
pana, jestem splukana, wszystko co posiadam obecnie- nosze na sobie i tego
nie oddam bo nie wypada;)
Wlocze sie cieplym ostatnim wieczorem po pieknie oswietlonych ulicach
Singapuru, wdycham zapachy Malezji, podziwiam nowoczesna architekture i
przygladam sie ludziom. sa wyluzowani, zadowoleni, usmiechnieci. Singapur
lezy gdzies na szczycie listy miejsc najlepszych do zycia. to naprawde
widac.
Metro dowozi mnie na lotnisko. rzucam sie jeszcze na internet i w
rezultacie slysze jak przez glosniki, na cale wielkie singapurskie lotnisko
rozlega sie: "Miss Joanna Dziubinska, you are delaying the flyight, please
proceed to the gate number..." Fantastycznie! jestem slawna! wszyscy na
lotnisku slysza moje nazwisko i dowiaduja sie ze opozniam transoceaniczny
lot! mam swoje 5 minut!;))
W samolocie padam jak betka i znowu przegapiam wszystkie pysznosci KLM-u!
cholera! i caly wyjazd do luftu!