Dotarlam do Son La, jakies 180 kilometrow od granicy z Laosem. Nie wiem dlaczego sie tak uparlam na przejscie w Tay Trang, bodaj najtrudniejsze i najzmudniejsze do ogarniecia logistycznego. to znaczy wiem dlaczego: generalny zamysl byl odwrotny do Wietnamu: zaczynam na samej polnocy i jade na samo poludnie, bez zadnych skrotow i oszustw :o) Ale jak sie tak przyjrzec mapie i pogadac z lokalsami to chyba porwalam sie z motyka na slonce (nie bylby to pierwszy moj raz...) No ale juz trudno, za pozno, musze jechac, bo teraz jestem w polowie drogi z konca swiata na drugi.
Po 7 godzinach dotarlam do Son La i jestem pewna, ze jestem tu jedyna bialaska oraz jedyna osoba mowiaca w innym jezyku niz wietnamski. Kazda czynnosc wiaze sie w takich przypadkach z koniecznoscia stosowania skomplikowanych procedur i kanalow komunikacji (jezyk Tarzana okazuje sie jak zwykle najbardziej przydatny). Zamowienie czegos w restauracji nie bylo jeszcze takie trudne, znalezienie internetu tez nie, ale juz lokalizacja "apteki" ze srodkami higienicznymi oraz scena w srodku przyprawila mnie o lekka treme sceniczna. Sprobujcie bowiem pokazac na migi ze potrzebujecie...podpasek, tudziez tamponow, majac przed soba cala, kilkuosobowa, zaciekawiona do granic mozliwosci rodzinke, ktora wlasnie oderwaliscie od wieczornego posilku. Stoja przed Toba, przygladaja sie zafascynowani twoimi wlosami i skora, ogladaja Cie z przodu i z tylu, i z obu bokow...Pan pokazuje na brzuch i na glowe, pytajac w ten sposob co mnie boli i czego potrzebuje. No i wez tu pokaz panu ze nic cie nie boli tylko dopadla cie przypadlosc kobieca i potrzebujesz srodkow zapobiegawczych :o) Jesli ktos z was wyjdzie z jakims madrym i jednoczesnie nie zahaczajacym o obscenicznosc pomyslem- stawiam flaszke ryzowego wina! ;o)
W koncu corka pana wykazala sie przytomnoscia umsylu i pobiegla na gore po slownik angielsko-wietnamski. Odnalazlam cos co mi sie wydawalo ze w angielskim oznacza podpaski, rodzinka gremialnie pochylila sie nad slownikiem deliberujac czy to o co mi chodzi, to jest to co oni mysla, pokiwali glowami, pogadali miedzy soba i pani pobiegla do sasiedniego sklepu i przyniosla mi narecze podpasek. Uffff... Usmialismy sie z sytuacji wszyscy, ale do najzreczniejszych towarzysko to ona napewno nie nalezala ;o)